Recenzja filmu

Hotel (2013)
Lisa Langseth
Alicia Vikander
David Dencik

Matka nie za wszelką cenę

"Hotel" Lisy Langseth oferuje ryzykowne połączenie dramatu psychologicznego z gorzką komedią. Wbrew pozorom nie jest to konwencja niemożliwa do wygrania. Mistrzami takich karkołomnych kombinacji
"Hotel" Lisy Langseth oferuje ryzykowne połączenie dramatu psychologicznego z gorzką komedią. Wbrew pozorom nie jest to konwencja niemożliwa do wygrania. Mistrzami takich karkołomnych kombinacji są choćby "niezależni" Amerykanie w rodzaju Aleksandra Payne’a. Kinematografia skandynawska również obfituje w filmy, których autorom udało się zbalansować te dwa stylistyczne bieguny. Langseth nie znajduje jednak kompromisu między chorobliwą depresją a leczniczym śmiechem.



Początek jest zdecydowanie posępny. Erika (Alicia Vikander) i Oskar (Simon J. Berger) to młode małżeństwo z kompletem asów w talii. Do pełni szczęścia brakuje im tylko dziecka - to jednak jest już w drodze. Rodzicielstwo zaplanowali w najdrobniejszym szczególe: od przygotowania pokoiku dziecięcego i niezbędnych sprzętów, po podjęcie z wyprzedzeniem decyzji o cesarskim cięciu. Poród przebiega jednak niezgodnie z grafikiem, dziecko rodzi się chore, zaś Erika nie czuje przypływu macierzyńskiej miłości. Wręcz przeciwnie - zamyka się w sobie, unika kontaktu z mężem i noworodkiem, wpada w depresję.

Langseth bierze na warsztat ciekawy problem: pokutujący w kulturze imperatyw macierzyństwa. Kobieta jest przecież rzekomo stworzona do tego, by być matką. Jeśli na widok pyzatej twarzyczki świeżo narodzonego potomka jej niespodziewanie pusty brzuch automatycznie nie wypełnia się motylami, to zasługuje ona jedynie na potępienie. Jako matka, jako kobieta, jako człowiek. Zaraz, zaraz, mówi jednak reżyserka, stając w obronie swojej bohaterki i zapewne setek podobnych jej osób. Ta defensywa jest skuteczna nawet mimo niedostępności głównej bohaterki. Erika pozostaje zamknięta i wycofana niemal przez cały film, lecz w jego początkowych partiach reżyserka oraz Vikander bez wysiłku zyskują naszą empatię.



Dalej Langseth nie jest już jednak tak przekonująca. Erika zaczyna uczęszczać na spotkania grupy wsparcia, na których paradoksalnie o wsparcie trudno. Trafia za to na grupę podobnych sobie ludzi, którzy postanawiają wspólnie okiełznać swoje neurozy. Reżyserka pozostaje sceptyczna wobec takiego aktu samopomocy i motywującej go nieufności wobec instytucji. Bohaterowie wyjeżdżają poza miasto, rejestrują się w hotelu i postanawiają spełniać swoje ukryte pragnienia i przełamywać zahamowania. W istocie organizują dla siebie swoisty karnawał, okres wyjęty spod kurateli codzienności. Bardzo szybko jednak leczniczy potencjał tego wypadu zaczyna ustępować miejsca perwersjom.

Czy to popuszczenie smyczy ma faktycznie potencjał wyzwoleńczy czy po prostu potęguje problemy protagonistów? To kolejne intrygujące pytanie. Ale stawiając je, reżyserka robi kilka niefortunnych skrótów myślowych. Po pierwsze: wprowadza tonację komediową, która - zamiast potęgować - rozmywa sugerowaną ambiwalencję. Po drugie: Langseth posuwa się ciut za daleko w podkręcaniu sytuacji. Następująca w kulminacyjnym momencie eskalacja jest narysowana zdecydowanie zbyt grubą kreską. Trudno uwierzyć, by bohaterka dała się wplątać w graniczącą z napastowaniem nieletnich dwuznaczną sytuację. Również ponury akord, którym Erika kończy tę krytyczną konfrontację, wydaje się zbyt melodramatyczny.



Dużo ciekawsza okazuje się nieco wcześniejsza scena samotnego wypadu Eriki do baru, gdzie dobre wychowanie i społeczne konwenanse wymuszają na niej nieszczerość. Przypadkiem wyznaje nieznajomej ciężarnej kobiecie, że sama jest matką, i, zmuszona do kłamania o własnym szczęściu, znajduje w tym fałszu nieoczekiwany komfort. Gdyby Langseth znalazła równie subtelny sposób na domknięcie wewnętrznej podróży bohaterki - bez uciekania się do zbędnych wykrzykników - rezultat byłby dużo bardziej przekonujący.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?